Ostatecznie po trzy godzinnej jeździe dotarliśmy na Otogar Izmir. Szybko się skumaliśmy co jest gdzie i ruszyliśmy bilet. Oczywiście podczas naszych poszukiwań, "krzykacze" umilali nam nasze doznania dźwiękowe:
"CANAKKALE, CANAKKALE!"
"ISTAMBUL, ISTAMBUL!"
"ADANA!! ADANA !!"
"ANKAAAARA, ANKAAAAARA!"
"BERGAAAMA, BERGAMA!"
No i tak w kółko przez cały czas jaki spędziliśmy na tamtejszym otogarze. Udaliśmy się do naszych uwielbianych linii Metro. Lecz chłopaki nie mieli połączenia do Gaziantepu, (tam wg. przewodnika miał być autobus :) lecz kolega wskazał nam stoisko obok. Dostaliśmy bilety za 50 YTL co było już standardem - wyjazd 20.00.
Wpakowaliśmy się cali weseli do autokaru widząc kilka ładnych naklejek na pojeździe:
"COACH OF THE YEAR 2008"
"GLOBAL TV INCLUDED"
No to byliśmy przekonani że droga będzie luks :) No i autokar miał klasę. Dostaliśmy miejsca koło matki z dzieckiem, i chyba z jej siostrą. Po krótkiej obserwacji Radek doszedł do jednego wniosku że mamuśka to planuje ostry bufet zrobić w Autokarze.
Ruszyliśmy. Włączyli TV. Nasze oczekiwania nie spełniły się, przełączyli na kanał z modłami.
Czyli przesrana perspektywa - cała noc z modłami do Allaha. Muslim-mama zebrała się do karmienia dziecka, od razu wydawała nam się podejrzana ale jak na razie była całkiem ok:) Minął już jakiś czas, my byliśmy pochłonięci jakąś rozmową, nagle tylko słychać tak jakby ktoś rozlał coś trzy razy. Nasze głowy odwróciły się w stronę mamuśki. Jej synalek niestety zrobił rigoletto na nowy autokar - nie fajnie. Lecz jak przystało na dobrą mamę wszystko posprzątała i... ...zaczęła znów karmić synka który dopiero co zwymiotował. Jak to Radek powiedział:
"Nie zawsze można być wygranym" :D
No ale cóż, męczyliśmy się do rana. Ponieważ dzieciak nie dał spać chyba większości pasażerom autokaru bo ciągle płakał. Godzina płaczu, pół godziny odpoczynku, godzina płaczu, znów odpoczynek. I tak w kółko do godziny ok. 10 kiedy to już dotarliśmy do Gaziantepu :)